Strona główna > Moje przemyślenia > Strach

Jan Tomasz Gross

STRACH

Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2008

(refleksje zwykłego czytelnika)

 

Z zainteresowaniem przeczytałem książkę p.t. STRACH, napisaną przez Jana Tomasza Gross’a, profesora uniwersytetu w Princeton w USA. Autor podnosi odważnie bolesny temat antysemityzmu w Polsce, na ogół dotąd wstydliwie przemilczany w szeroko dostępnej literaturze. Dotychczasowy brak tego rodzaju publikacji zaowocował dużą społeczną nieświadomością tego tematu i jego wykoślawieniem.

Wielką zaletą książki jest przedstawienie sprawy z innego punktu widzenia niż ten, który można by nazwać spojrzeniem dokonywanym zwyczajowo z pozycji przeciętnego polskiego katoendeka (używając nowotworu językowego Autora). Nie sposób podważyć licznych udokumentowanych przejawów antysemityzmu tam zamieszczonych – z faktami się nie dyskutuje. Mogę podejrzewać (choć nie mam na to żadnych dowodów), że tego rodzaju zdarzeń mogło być nawet więcej, lecz w różny sposób umknęły one rejestracji i nie weszły do przerażającej statystyki.

Książka udowadnia liczną bibliografią postawioną tezę, iż społeczeństwo polskie, w okresie II wojny światowej i tuż po niej (nie jest jednak jasne, dlaczego nie wcześniej ani nie później?), było w swej przeważającej masie antysemickie, co zaowocowało licznymi pogromami Żydów: Jedwabne, Kraków, Kielce. Fakty są oczywiste (i choć mogą być przedmiotem różnych interpretacji czy wręcz manipulacji), nie wydaje się, aby ta teza wymagała szczególnego uzasadnienia.

Fakty pogromów żydowskich w Polsce są bezsporne. Były to akty haniebne, kryminalne i w żadnym cywilizowanym społeczeństwie nie powinny były się zdarzyć (zdarzały się jednak, nie tylko w Polsce). Autor wymienia przykłady antysemityzmu w Polsce oraz wylicza liczne akty nieprzyjaznego stosunku, czy wręcz terroru, jakiemu Żydzi byli tu poddawani. Stwierdza istnienie przyzwolenia społecznego, a w najlepszym wypadku obojętnego stosunku do tych kryminalnych zachowań. Wspomina uczciwie o jednostkowych przypadkach ratowania Żydów przez Polaków. Pozytywną wymowę tej informacji osłabia uzupełniającym wyjaśnieniem, że tego rodzaju fakty były przez Polaków, ukrywających Żydów, skrzętnie zatajane przed otoczeniem w obawie nie tyle przed dekonspiracją przed Niemcami, ile przed presją środowiska żądającego wydalenia ratowanych Żydów, gdyż ich obecność stwarzała zagrożenie dla ogółu.

Temat polskiego antysemityzmu w ujęciu J.T. Grossa pozostawia jednakże pewien niedosyt, wynikły być może z uproszczeń, pominięć oraz zbyt jednostronnego ujęcia, służącego wyłącznie uzasadnieniu postawionej tezy. W trakcie lektury wnikliwy czytelnik nie polemizuje bowiem wewnętrznie z tezą: „czy w Polsce był antysemityzm?” – to wydaje mu się oczywiste. Nurtuje go raczej pytanie: „dlaczego w Polsce był antysemityzm?” oraz „dlaczego właśnie w Polsce antysemityzm był tak silny?”. Autor nie stawia tych pytań, nie poddaje ich analizie ani nie udziela na nie odpowiedzi. Powołuje się jedynie na popularny pogląd, iż to być może z tego powodu, że Żydzi-komuniści, zarówno ci będący w aparacie władzy PRL jak i ci będący funkcjonariuszami UB, wprowadzali w Polsce w 1945 pod przymusem niechciany komunizm. Takiego argumentu nie można jednakże traktować poważnie jako jedynego powodu polskiego antysemityzmu w owym czasie. Jest to raczej zabieg, mający na celu odwrócenie uwagi czytelnika od pominiętych, o wiele bardziej istotnych, odległych w czasie, przyczyn natury historycznej.

Trudno przypuścić, aby antysemityzm polski powstał ad hoc tuż przed lub tuż po drugiej wojnie światowej – musiał wziąć swe korzenie dużo wcześniej. Musiał to być proces historyczny, narastający stopniowo i długo – w okresie całej historii kohabitacji populacji Żydów z Polakami, od ich pierwszej migracji do Polski w czasie Pierwszej Krucjaty w 1098, w okresie panowania Bolesława Krzywoustego. Za panowania Kazimierza Wielkiego Żydzi zaczęli już masowo osiedlać się na terenie całego ówczesnego państwa polskiego.

Polscy władcy dbali o wspólnotę żydowską, ponieważ rozumieli jej korzystny wpływ na rozwój gospodarki kraju w ówczesnych uwarunkowaniach społeczno-ekonomicznych. Dysponujący kapitałem Żydzi szybko wzbudzili zaufanie władców, którzy niejednokrotnie zapożyczali się u nich, czyniąc ich swoimi faktorami. Na przełomie XII i XIII wieku królowie polscy oddawali im już w dzierżawę cła i mennice.

Dlaczego Żydzi od zarania zajęli miejsca w kluczowych dziedzinach gospodarki? Działo się tak z wielu powodów. Jak już powiedziano wcześniej, Żydzi dysponowali kapitałem. Ale przewyższali Polaków nie tylko w tym względzie. Posiadali także rozległe międzynarodowe kontakty handlowe i wiedzę ekonomiczną, potrzebne do takiej aktywności. Byli sprytni, inteligentni, rzetelni i pracowici. To dzięki tym cechom wzbudzili zaufanie władców. Trzeba również pamiętać, że Polska była krajem rolniczym, a dominujący stan szlachecki, jeżeli nie prowadził akurat wojny, zajmował się rolnictwem, a nie handlem i pośrednictwem w handlu. Tego rodzaju nie rycerska i nie rolnicza działalność nie leżała w charakterze narodowym, była traktowana raczej z góry i z lekceważeniem.

Od samego zarania stosunków polsko-żydowskich zaczęły pojawiać się również i problemy. Rozrastające się w szybkim tempie skupiska żydowskich rzemieślników i miejskiej biedoty wyróżniały się odrębnym językiem, kulturą, tradycją, posiadały inną psychikę, pismo, religię i szkolnictwo. Odznaczały się szeregiem cech, odróżniających je zdecydowanie od otoczenia. Nie miały tendencji do asymilacji z otoczeniem (poza sporadycznymi wyjątkami, potwierdzającymi tę regułę). Stanowiły tak odrębne, hermetyczne, nieprzenikliwe i obce ugrupowania, że wśród otoczenia wywoływały odruch niechęci co skutkowało, iż zarządzeniem starszyzny miejskiej bywały wyrzucane poza obręb murów miejskich, gdzie stawały się pierwszymi gettami.

Podobnie było także i na wsi. Z powodu wymienionych wyżej zalet i cech charakteru, których nie posiadali Polacy (ze względu na dwustanowy jedynie charakter ówczesnego społeczeństwa, byli skazani na brak ich posiadania), Żydzi dostawali na wsi od właściciela majątku przywilej wyszynku oraz pośrednictwa w zbycie i dostawie towarów. Zajmowali się także pośrednictwem w hurtowym handlu zbożem i drewnem. Z tych samych powodów co w miastach, mieszkali na peryferiach. Z powodu odrębności kulturowej (a może i braku predyspozycji psychicznych) nie mieli prawa do posiadania i uprawiania ziemi.

Nie można mieć za złe przybyszom, że usilnie dbali o to, aby zachować swą tożsamość w obcym żywiole. Wymagały tego od nich narzucone sobie ostre reguły życia w diasporze, będące sposobem na życie i przetrwanie tego narodu bez własnego terytorium, będącego w trakcie wędrówki do swej Ziemi Obiecanej. Zrozumiała jest także niechęć autochtonów dla akceptacji tego faktu. Obie społeczności, żyjące obok siebie na tej samej ziemi, w sposób nieuchronny stały się uczestnikami antagonistycznych procesów socjologiczno-historycznych. Aktorzy biorący udział w tym dramacie grali swe role zgodnie z logiką praw tych procesów. Stali się ich niewolnikami i bezwolnymi wykonawcami.

Te fakty są obiektywne i chyba bezsporne. Można by je szerzej rozwijać, uszczegółowić i uzasadniać. Stawiam tezę, że to one były, w wielkim skrócie i uproszczeniu, u źródła historycznego procesu, który w istniejącej wówczas konfiguracji ekonomiczno-społeczno-kulturowej, od zarania skazał na zantagonizowanie w Polsce obu tych społeczności, niejako bez ich wiedzy i świadomej woli, wbrew dobrym intencjom rządzących. Czy dramatyczna historia stosunków pomiędzy tak odrębnymi kulturowo społecznościami, jaką były nie asymilujące się enklawy potomków Judy, narodu bez własnego kraju, uporczywie usiłującego przetrwać w diasporze, osadzone w słowiańskim morzu, nie została już wtedy zdeterminowana? Czyż dalszy rozwój wypadków nie był wynikiem nieubłaganych praw socjotechnicznych zrodzonych z takiej sytuacji? Uważam, że tragiczny finał losu żydostwa polskiego po II wojnie światowej miał swe przyczyny nie tyle w polskim antysemityzmie, co w socjologicznie wadliwym początkowym układzie historyczno-społecznym, który zaistniał dziewięć wieków wcześniej. Inaczej mówiąc, polski antysemityzm był nieuchronną konsekwencją beznamiętnego procesu historycznego, któremu poddane zostały obie społeczności. Eksperyment osadnictwa żydowskiego na ziemi zamieszkałej przez Polaków, zainicjowany w dobrej wierze i ze szlachetnymi intencjami, nie dał (jak się okazało), pozytywnych skutków. Od początku był skazany na niepowodzenie. Żadna tubylcza większość nie toleruje à la longue na swym terenie obcych kulturowo enklaw. Taka sytuacja stwarza napięcia i jest zaczynem całego wachlarza nieuchronnych ekscesów.

Niemiecka okupacja 1939-45 i przeprowadzona przez nich, na oczach bezsilnych Polaków mających być następnymi w tej makabrycznej kolejce, brutalna eksterminacja Żydów polskich (i nie tylko polskich) odcisnęła niewątpliwie trujące piętno na psychice społeczeństwa polskiego. Oswoiła je w pewnym sensie z przemocą, gwałtem i zbrodnią. Po zakończeniu wojny zadziałała jak detonator procesów, drzemiących dotąd w uśpieniu, neutralizowanych uprzednio wychowaniem, nakazami etyki i religii. Demoralizacja okresu okupacyjnego i utrata hamulców moralnych wzmocnione po wojnie szokiem braku odzyskania suwerenności i trwającą wojną domową z komunistami, sprzyjała postawom cynicznym i ogólnej kryminalizacji zachowań, tak powszechnymi w tym czasie. Z tych powodów powiązanie pogromów bezpośrednio i wyłącznie z fobią polskiego antysemityzmu, bez uwzględnienia uwarunkowań tła historycznego, socjologicznego i ekonomicznego stosunków polsko-żydowskich, wydaje się być nadużyciem – grzechem stronniczości popełnionym w tej książce. Natomiast analiza i odpowiedź na pytanie, dlaczego w połowie XX wieku akurat w tych, a nie innych geograficznie określonych miejscach Polski lokalna społeczność uległa kryminalnym amokom i nie zdała egzaminu z humanizmu, powinna być przedmiotem odrębnych studiów i leżeć w rękach socjologów.

Nieuchronnym procesem socjologicznym jest niewątpliwie, że autochtoniczna większość źle toleruje utrzymującą swą odrębność spauperyzowaną mniejszość i że daje jej to odczuć na wiele sposobów. Jest również nieuchronne, że tak traktowana mniejszość broni się poprzez zwieranie szeregów, jeszcze bardziej ścisłą hermetyczność oraz ucieczkę w swej reakcji obronnej w postawy skrajne – komunizm i radykalizm. Efekty tych dwóch antagonistycznych procesów obserwowaliśmy w Polsce tak długo, jak długo społeczność żydowska stanowiła na tyle znaczący procent populacji kraju, iż mogła stanowić konkurencję na rynku pracy i zagrożenie ekonomiczne. W chwili, gdy procent ten spadł poniżej krytycznej granicy, problem przestał istnieć. Aktualne pokolenia Polaków mogą już żyć w luksusie słuchania o antysemityzmie tylko jako o haniebnym, kuriozalnym i niezrozumiałym dla nich relikcie przeszłości.

Upiory antysemityzmu są jednak stale obecne i zapewne długo jeszcze, mimo obustronnie czynionych wysiłków wygaszenia, będą ciągnąć się w ogonie historii obu narodów. Jeszcze nie całkiem wymarły stereotypy Żyda-lichwiarza, wykorzystującego biedotę w mieście oraz Żyda-karczmarza rozpijającego polskiego chłopa na wsi. Żywy jest także pochodzący już z czasów drugiej wojny światowej stereotyp Żyda-komunisty, witającego z otwartymi ramionami wojska sowieckie wkraczające w 1939 r. na wschodnie tereny Rzeczypospolitej, przemieniającego się natychmiast w gorliwego NKWD-zistę na służbie bolszewików. Pokutuje również jeszcze w niejednym polskim umyśle stereotyp anonimowego Żyda-międzynarodowego aferzysty, intryganta knującego na zgubę Polski – wielce wygodnego chłopca do bicia, którego można bezkarnie obarczyć odpowiedzialnością za wszelkie narodowe nieszczęścia. Kolejny stereotyp Żyda-członka narodu który zabił Jezusa Chrystusa jest już tak wyjątkowo prymitywny, że wymieniam go z wielkim wahaniem. Inne absurdalne stereotypy nie warte są nawet wzmianki.

Narosłych przez wieki stereotypów, i to nie tylko rodzimej proweniencji, nie da się jednakże wykorzenić w ciągu jednego czy dwóch pokoleń. Jest to również bardzo długotrwały proces historyczny.

W żadnym przypadku nie oznacza to jednak, aby w cywilizowanym społeczeństwie działaniami ludzkimi mogły kierować resentymenty, a problemy narodowościowe miały być rozwiązywane przy pomocy amoku pogromów dokonywanych na nic temu nie winnych członkach mniejszości narodowej. Żadne inne przejawy fizycznej przemocy też nie mogą być tolerowane. Kryminalne i zbrodnicze odruchy sfanatyzowanego, bezmyślnego tłumu zawsze są godne słów najwyższego potępienia i zdecydowanego odporu.

Natomiast z punktu widzenia dobra Polski, przyjęcie z otwartymi ramionami patriotów polskich żydowskiego pochodzenia dążących do pełnej asymilacji ze społeczeństwem polskim, jest jak najbardziej celowe i pożądane. Mogą oni bowiem wnieść do narodowego genotypu szereg dotąd słabo tam reprezentowanych korzystnych cech.

Warszawa, kwiecień 2008

Masz uwagi lub komentarz?Napisz

 

Powrót