ROZWAŻANIA TRANSCENDENTALNE
CO BYŁO NA
SAMYM POCZĄTKU ?
Współczesna nauka właściwie bez zastrzeżeń przyjmuje
pogląd, że narodziny Kosmosu w którym mieszkamy, miały miejsce w Wielkim Wybuchu (Bing-Bang). W tym momencie ruszył byt naszego Wszechświata, a
więc: czas, historia, przestrzeń, materia, energia oraz także i te wszystkie
pozostałe elementy naszego świata o których jeszcze nie wiemy, ale których
istnienie stopniowo odkrywamy. Składniki owe zaczęły się przetwarzać
i samoorganizować zgodnie z nadanym im w chwili wybuchu (stworzenia?) pakietem praw fizycznych
i stałych kosmologicznych, tworząc w otchłani czasu, przestrzeni i innych
nieznanych nam wciąż jeszcze elementów mieszaninę przeróżnych oddziaływań,
związków i kombinacji. W efekcie, po czasie szacowanym na ok. 13 miliardów
ziemskich lat, wytworzyły nasz Kosmos w takim kształcie, w jakim jest on
obecnie, a w nim olbrzymią ilość różnych form materii w postaci niewyobrażalnie wielkiej ilości przeróżnych
ciał niebieskich z prawie nieskończoną ilością związków między nimi. Związki te
zaczynamy dopiero odkrywać mając świadomość, że ich nigdy do końca nie poznamy.
W ten sposób można przedstawić dotychczasową historię
Kosmosu, opisując ją w błyskawicznym, syntetycznym skrócie.
W tym miejscu dociekliwemu czytelnikowi pojawić
się mogą różne wątpliwości, całkowicie zresztą filozoficzno-teoretycznej
natury, bowiem ich wyjaśnienia nigdy nie znajdziemy. Zachodzi mianowicie
potrzeba znalezienia odpowiedzi na szereg pytań, w rodzaju: Czy przed Wielkim Wybuchem coś było? Czy było
jakieś wcześniej? A jeżeli było,
to co było tym wcześniej? Teoria
Wielkiego Wybuchu nie daje odpowiedzi na te pytania. Nie mówi ona także, czy
Wielki Wybuch jest absolutnym początkiem wszelkiego fizycznego świata, czy też
jest tylko względnym początkiem jakiegoś jego nowego stadium. Czy owo hipotetyczne
wcześniej w całości przemieniło się w
Wielkim Wybuchu w nasze obecne później,
czy też tylko jego fragment uległ transformacji i stał się naszym teraz? A jeżeli tak, to czy pozostała
część owego (nieskończonego?) wcześniej
ulega dalszym transformacjom w kolejnych Wielkich Wybuchach, w których powstają
niezliczone nowe, inne później?
Pytanie „co było
przed Wielkim Wybuchem” wydaje się tylko na pozór absurdalne. Czyż można
mówić o czasie wcześniejszym od tego momentu, w którym ruszył nasz czas i pojawiła się nasza przestrzeń?
Pytanie przestaje jednakże być niedorzeczne jeżeli założymy, że czas i przestrzeń w których żyjemy nie
są jedynymi możliwymi, a nasz Wielki
Wybuch nie był jedynym, unikalnym. Że nie jest on absolutnym początkiem wszelkiego fizycznego
świata, a jest tylko początkiem jakiejś nowej jego formy. Że poprzednio istniało już jakieś Środowisko w którym, z nieznanej nam przyczyny, nastąpił Wielki Wybuch i wyłoniła się nasza czasoprzestrzeń
i nasza materia. Że wcześniej
istniała już jakaś hipotetyczna Czasoprzestrzeń
Innego Rodzaju. Albo, że wcześniej nie było żadnego czasu ani żadnej
przestrzeni w naszym rozumieniu. Nie tylko fantazja, ale i logika podpowiada, że wcześniej mogła jednak istnieć jakaś Czasoprzestrzeń
Wyższego Rzędu, na przykład Nieskończona Wieczność i Nieskończona
Przestrzeń
w której, z nieznanych nam powodów, nastąpił nasz Wielki Wybuch. Że wcześniej istniał twór nie posiadający ani
początku, ani końca, ani granic, zawierający natomiast w sobie nieskończenie
wielką ilość energii/materii oraz nieskończoną ilość
możliwości.
Mieszkańcy planety Ziemia,
już od zarania swych świadomych dziejów domniemywali istnienie tego rodzaju Środowiska,
Tworu Wyższego Rzędu, nie posiadającego naszych ziemskich ograniczeń,
wyposażonego we wszelkie możliwości, istniejącego zawsze – bo nieograniczonego
w czasie, obecnego wszędzie – gdyż nieograniczonego w przestrzeni, mogącego
wszystko – bowiem nieograniczonego w energii i możliwościach twórczych. Twór
ten zwykli byli nazywać Bogiem.
Nie jest to oczywiście jedyna możliwa wersja wydarzeń
i odpowiedzi na pytanie, co było przed Wielkim Wybuchem. Opisany wyżej model
wydaje się zbyt prosty, aby mógł być jedynym prawdziwym. Ludzkość nauczyła się
już, że przyroda jest o wiele bardziej skomplikowana, niż to zwykle wydaje się
z początku. Puściwszy wodze fantazji można więc (i należy) usiłować wyobrazić
sobie także i inne scenariusze i inny przebieg Samego Początku Wszechrzeczy. Na przykład
taki, że owa Czasoprzestrzeń Wyższego
Rzędu w której nastąpił nasz
Wielki Wybuch z którego powstaliśmy, sama powstała z innej Czasoprzestrzeni Jeszcze Wyższego Rzędu, a tamta z innej Jeszcze Wyższej itd. A także, na
przykład, że Twór Najwyższego Rzędu,
który nazywamy Bogiem, nie posiadający żadnych ograniczeń, wyposażony we
wszelkie możliwości, bezczasowy, nie mający początku ani końca, istniejący
zawsze, nieograniczony w czasie, obecny wszędzie, nieskrępowany w przestrzeni,
mogący wszystko, o nieskończonej energii i możliwościach twórczych jest prapoczątkiem
nieskończenie długiego szeregu tworów
potomnych niższego rzędu.
Są to oczywiście czysto teoretyczne, podane dla
przykładu spekulacje, mające na celu wykazanie, iż wobec naszej tak całkowitej
niewiedzy, praktycznie każdy scenariusz jest możliwy i prawdopodobny.
KIM JEST BÓG?
Kim jest więc Bóg? Pytanie to nurtuje ludzi od czasów,
gdy zaczęli myśleć. Odpowiedź za każdym razem bywała inna, w zależności od epoki, miejsca i kultury. A kim jest Bóg dla współczesnego
chrześcijanina? Tak postawione pytanie już sugeruje odpowiedź. Na pytanie
„kim?” możemy bowiem odpowiedzieć jedynie przyrównując do człowieka. Nie można
zadać pytania „Kim jest Bóg?”, bo na pewno nie jest On człowiekiem. Z tych
samych powodów nie można postawić pytania „Czym jest Bóg?”. Takie pytanie zadajemy
pytając o rzecz. Czy Bóg jest rzeczą? Także nie. Jak więc należy sformułować
pytanie? Język ludzki jest zbyt ubogi, nie posiada w swym słowniku takiego
rzeczownika, którego narzędnik odpowiedziałby na pytanie „kim?” lub „czym?”
jest Bóg. Bóg jest bowiem pojęciem niematerialnym, którego opis przekracza
możliwości naszego języka i umysłu.
Wydaje się, że na pytanie to najtrafniej odpowiedział
On sam, tak mówiąc swego czasu do Mojżesza przy krzaku gorejącym: Jestem, który Jestem [Księga Wyjścia, 3, 14]. A więc jest Czymś, co trwa. Trwa stale i jest.
Zawsze było, jest i zawsze będzie (wszędzie?).
Jest ponad-czasowe i ponad-przestrzenne. I to jest wszystko, co można o Nim
powiedzieć. Ludziom, którzy w Niego wierzą, musi to wystarczyć. Niczego więcej
nie wiemy, ani się nie dowiemy. Każda definicja, która przyszłaby nam do głowy
ponad te trzy zwięzłe słowa, byłaby już tylko spekulacją, niczym nie popartą.
Rozważania na temat czym On ewentualnie jest, można by ciągnąć w
nieskończoność.
Mimo wszystko, trzeba Go sobie jednakże jakoś
syntetycznie wyobrazić na swój własny, prywatny użytek. Tutaj mamy pełne pole
do popisu i spekulacji. Wobec naszej tak absolutnej niewiedzy, każdy ma prawo
usiłować wyobrazić Go sobie po swojemu.
Mam nadzieję że się nie mylę, nie wyobrażając Go sobie
z pozycji antropocentrycznej. Nie jako mego prywatnego, osobistego Stwórcę,
Protektora, Opiekuna i Dobrodzieja, któremu zależy na tym, aby doprowadzić mnie
(wraz z moimi bliźnimi) bezpiecznie do nieba. Który cierpi, gdy mu się to nie udaje
z niektórymi osobnikami (a może właściwie z większością?). Nie za takiego,
którego obrażają nasze złe uczynki. Myślę, że są Mu one zupełnie i całkowicie, absolutnie obojętne. A także i nasz los, i nasze
cierpienia. Także i to, czy Go kochamy, czy też nie. Jak twierdzą Mędrcy, dał
nam przecież wolną wolę. Mamy więc prawo kształtować nie tylko nasze życie, ale
i światopogląd według własnego uznania. Jesteśmy dorośli i w pełni możemy
korzystać z tego przywileju... I w pełni odpowiadać musimy za skutki powziętych decyzji…
Potwierdzeniem Jego całkowitego disinterest naszym losem są te wszelkie plagi, jakie prześladują
ludzkość od początków naszego istnienia – epoki lodowcowe, potopy i inne
kataklizmy, zderzenia Ziemi z meteorytami, zmiany klimatu, tornada, tsunami,
powodzie i liczne trzęsienia ziemi, z których ostatnie zdarzyły się we
Włoszech, na Haiti, w Japonii i Turcji, erupcje wulkanów i nagłe śmierci jak te
w Herkulanum i Pompei, a także wojny, rewolucje i rzezie
niewiniątek. Działa tu nie wola Boska, lecz jej zupełny brak. Co więc działa?
Działają beznamiętne siły ewolucji przyrody z jednej strony, oraz równie
beznamiętne prawa socjologii rządzące rozwojem ludzkich społeczeństw z drugiej.
Stąd zupełną dziecinadą wydają mi się te nasze
antropocentryczne żale, jakie mamy do Boga z tego powodu, że dopuścił na Ziemi
do tego ogromu wołających o pomstę do nieba nieszczęść, tragedii, krzywd i
niesprawiedliwości trapiących rodzaj ludzki nieustannie i bez przerwy od
początku istnienia. Do wojen, zbrodni przeciwko ludzkości, horrendalnych
gwałtów popełnianych podczas licznych rewolucji, wśród nich francuskiej,
bolszewickiej oraz „kulturalnej” w Chinach (będących skądinąd nieuniknioną
reakcją ludzi uciśnionych na wyzysk i wynaturzenia warstwy uciskającej), do
powstania reżymów totalitarnych i ich nieodłącznych atrybutów – obozów masowej
zagłady jak te w Auschwitz, Treblince, Sobiborze,
Majdanku, Sachsenhausen,
Buchenwald, Mauthausen czy
Ravensbrück, do powstania setek GUŁ-agów w których zwyrodniali sługusi
zakłamanych idei zadawali milionom ludzi niewyobrażalne cierpienia, do
wszelakich Kołym i miejsc masowych
kaźni – Katyni, Sobiborów, Babich Jarów, Kuropatów,
Miednoje,
Piatichatek, Charkowów i Bykowni (ograniczając się
jedynie do najbliższego nam rejonu geograficznego), do konkwist, rzezi i
eksterminacji niewinnej ludności, do holokaustów Inków, Majów, Indian, Żydów a
także i wielu innych, nieznanych ogółowi ludów o których wiedzą jedynie niektórzy
historycy, do morskich katastrof Titanica,
Andrea Doria, Wilhelma Gustloff’a i
tylu innych, a także do niezliczonych katastrof lotniczych – w tym tej pod
Smoleńskiem, że dopuszcza do codziennych hekatomb na szosach, do bezrozumnych
ataków terrorystycznych – jak ten na World Trade Center i szeregu innych, a
także do tych wszystkich zdarzeń, w których ujawniają się u ludzi wcale nie Boskie,
lecz prymitywne i poniżej zwierzęcych pierwiastki, a ofiarami były i są nadal
rzesze bezbronnych istot, jak to było w przypadku perfidii i cynicznych
wynaturzeń inkwizycji, faszyzmu i komunizmu, a także haniebnego handlu
niewolnikami istniejącego od zarania ludzkości właściwie po dzień dzisiejszy.
Że dopuścił także do tylu innych różnych przejawów działania niszczycielskich
sił przyrody w których zginęły setki tysięcy, o ile nie miliony, niczemu nie
winnych istnień ludzkich.
Jakże więc Go sobie wyobrażam?
Daleki jestem od Jego personifikacji pod postacią
starszego, dobrotliwego pana z siwą brodą. Filozofowie definiują Go słowem
Absolut. Jestem raczej skłonny widzieć Go jako bezosobową, beznamiętną,
ponadczasową, wszechobecną Przestrzeń. Nie pole, gdyż to
pojęcie kojarzy się z dwuwymiarową powierzchnią, ale wielowymiarowy obszar –
inaczej: przestrzeń. Przestrzeń o nieskończenie wielkiej ilości wymiarów, wypełniającą wszystko, będącą
wszędzie i zawsze. Przestrzeń czego?
Przestrzeń Wszystkiego. Przestrzeń
Każdej Możliwości. Słowa te lepiej oddają Jego sprawczą moc. Wszechobecna, Wielowymiarowa, Ponadczasowa Przestrzeń Potencjału Sprawczego. Przestrzeń,
która jest wszędzie jednocześnie (kiedyś używane było w tym celu słowo eter) i w której jest moc sprawcza. Przestrzeń
Potencjału, która może. Co może? Może
absolutnie wszystko, ponieważ jest w niej potencjał, jest
wszechobecna, ma nieskończenie wiele wymiarów i jest ponadczasowa. Nie ma
żadnych ograniczeń wynikających z braku możliwości, ani z braku czasu ani z
potrzeby pokonywania odległości lub jakiegokolwiek innego oporu. Przestrzeń,
która jest wszystkim. Jest wszystkimi możliwymi elementami składowymi, z
których znamy aktualnie jedynie nieskończenie małą cząstkę, a których całości
nigdy nie poznamy.
Dlaczego ich nie poznamy? Z nieskończenie wielu
powodów. Dwa z nich, całkowicie wystarczające, wymienię poniżej:
·
W przeciwieństwie do Boga, nie dysponujemy
wystarczającą do tego ilością czasu. Czas trwania ludzkości zamieszkującej
planetę, którą nazwaliśmy Ziemia jest
zdeterminowany czasem życia naszego Słońca, a ten, jak już to
odkryliśmy, jest ograniczony. Nasze Słońce zgaśnie za ok. 5 miliardów lat. Do
tego czasu ludzkość odkryje jeszcze niewyobrażalnie wiele, ale z całą pewnością
nie wszystko. Dodatkowo, szanse swego poznania ludzkość zmniejsza
systematycznie swą własną destrukcyjną działalnością – zanim zgaśnie Słońce,
ludzie mogą skutecznie unicestwić sami siebie lub planetę, na której mieszkają.
·
Drugim z nieskończenie wielkiej ilości powodów jest
ten, że umysły nasze są na to za mało wydolne.
A więc powtórzmy – Wszechobecna, Ponadczasowa Przestrzeń
Potencjału Sprawczego, która może wszystko. Która nadaje reguły gry. Nie
tylko moralne, lecz i fizyczne – być może prawa fizyczne są w gruncie rzeczy odpowiednikiem
reguł moralnych dla materii nieożywionej? A więc Przestrzeń, która w pewnym momencie (swego własnego nieskończonego bytu) i miejscu (swej własnej nieskończenie wielkiej przestrzeni) powzięła Zamiar
(stworzyła odpowiednie warunki) i
nadała wybranym przez siebie dowolnie elementom jakiś pakiet reguł, mający
obowiązywać w stosunkach pomiędzy nimi od tegoż momentu w tejże
czasoprzestrzeni, i puściła je w ruch – niech się samoorganizują w Niej, to
znaczy we Wszechobecnej, Ponadczasowej Przestrzeni Potencjału według nadanych im reguł, na drodze stopniowego rozwoju,
działając w myśl zasady swobodnej ewolucji. Taki być może jeden z nieskończenie
wielkiej ilości Boskich eksperymentów? W jakim celu? – jest to dobre pytanie,
na które jednak nie ma odpowiedzi – nigdy się tego tu na Ziemi nie dowiemy.
W ewangelii św. Jana opisany jest w sposób alegoryczny
początek (naszych, tutejszych, lokalno-kosmicznych) wszechrzeczy [Jan 1:1-18]:
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono
było na początku u Boga. Wszystko
przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało... A Słowo
stało się ciałem...
Są to
oczywiście zdania wybrane z szerszego kontekstu. Jednakże wydaje się, że
stanowią one zasadniczą tezę tego przesłania.
Tę samą
treść można by jednakże zapisać również przy pomocy słów współczesnych, nie alegorycznych:
Na początku był Zamiar, a Zamiar był u Przestrzeni, i Przestrzenią był Zamiar. On był na początku u Przestrzeni. Wszystko przez Niego
się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się
stało... A Zamiar stał się materią...
(czyli tworzywem, z którego zbudowany jest nasz świat…)
Albo
jeszcze inaczej:
Na początku była Wola, a Wola była u Potencjału, i Potencjałem była Wola. Ona była na początku u Potencjału. Wszystko przez Nią
się stało, a bez Niej nic się nie stało, co się stało... A Wola
stała się Kosmosem... (czyli
czasoprzestrzenią, w której żyjemy…)
Tak więc
to, co jest wyrażone w sposób empiryczny, współczesny, może być bliskie temu,
co ewangeliście zostało objawione...
CZY
BÓG JEST WSZYSTKIM?
Wiedza
empiryczna i objawiona – te dwie drogi podejścia do Istoty Rzeczy zbliżają
się do siebie w sposób niewątpliwy. Nauka
bezustannie odkrywa i usiłuje racjonalnie wyjaśnić to, co niejednokrotnie już
wcześniej było sugerowane alegorycznie przez intuicję (objawienie). Dowodem
na to twierdzenie są odkrycia naukowe, które od wieków potwierdzają intuicję
(żeby nie powiedzieć objawienie).
Zdobywana przez ludzkość Wiedza sukcesywnie przesuwa w dal
granice naszego poznania. Każdy postęp wiedzy i każde nowe odkrycie naukowe
obala w jakiejś sferze dotychczasowe paradygmaty. Wykazuje, że jest możliwe to,
co dotąd było uważane za absolutnie niemożliwe. Postęp ten wykazuje, że wbrew
dotychczasowym mniemaniom Ziemia nie
jest płaska, że nie jest centrum
Wszechświata, że Słońce się wokół niej nie
kręci, że ani nasze Słońce ani nasza Galaktyka nie są jedynymi we Wszechświecie, że atom (wbrew swej nazwie) nie jest niepodzielny, że pojawienie
się komety na firmamencie niebieskim nie
jest zwiastunem plagi chorób i epidemii, a także że nie jest to przejaw kary Boskiej za ludzkie niegodziwości, itp.
itd. A były to kiedyś pewniki bezdyskusyjne.
Dla
przykładu – ogłoszone w lipcu 2012 roku przez CERN w Szwajcarii odkrycie
cząstki Higgsa udowodniło egzystencję elementu, którego istnienie podpowiadała
naukowcom intuicja już 50 lat temu. Bozon Higgsa jest brakującym elementem
Modelu Standardowego, który opisuje najmniejsze składniki materii. Naukowcy twierdzą jednak, że Model Standardowy, którego
uwieńczeniem stało się odkrycie bozonu Higgsa, jest jedynie zamknięciem pewnego
rozdziału badań. Jest równocześnie otwarciem dalszych rozdziałów, gdyż odkrycie
to jest silnym argumentem na rzecz (intuicyjnych?) teorii, zakładających
istnienie wielu innych, nieznanych nam i nie nazwanych jeszcze cząstek. Zdobywana
żmudnie przez ludzkość wiedza o Przyrodzie wydaje się więc być procesem
nieskończonym, właściwie równoznacznym z odkrywaniem prawdy o Bogu.
Na
przykładzie tym widać wyraźnie, jak wraz z postępem Wiedzy systematycznie
powiększa się ilość zjawisk, które przechodzą z obszaru przeczuć (wizji,
domniemań, domysłów, wierzeń, intuicji, objawień itp.) do zakresu udowodnionych
praw przyrody. Ekstrapolując w przyszłość, nasuwa się tu nieuchronnie logiczny
wniosek, że nie ma sprzeczności pomiędzy Wiedzą i Wiarą, a obie te dyscypliny zmierzają w istocie rzeczy do tego
samego celu – do odkrycia Prawdy. Że w
Przyrodzie, w ostatecznym wymiarze, możliwe jest Wszystko.
Możliwe jest absolutnie to wszystko, co nie jest sprzeczne z pakietem praw
fizycznych (a więc reguł nadanych przez Stworzyciela), przydzielonych nam w
chwili stworzenia (Wielkiego Wybuchu). Tworzy to niewyobrażalnie wielką gamę
możliwości, pozwalających na harmonijny rozwój i dopełniające się współistnienie
dwóch Obszarów Wiedzy ludzkiej. Zarówno obszaru odkrytych i naukowo
potwierdzonych prawd przyrody, jak również i obszaru objawionych, wydawałoby
się nieprawdopodobnych twierdzeń Wiary. Stąd uprawnione stają
się pytania, skądinąd zupełnie abstrakcyjne: Czy Wszystko jest Bogiem? Czy
Bóg jest Wszystkim? Czy Nic jest Szatanem?
Jednym z
istotnych odkryć naukowych, dokonanych w końcu XX wieku, jest zaobserwowane w
1998 r. zjawisko coraz szybszego rozszerzania się Kosmosu[1].
Dotąd uważano, że szybkość tego rozszerzania maleje – stąd wysnuwano wniosek,
że w jakiejś przyszłości Wszechświat miał przestać się rozszerzać i zacząć się
kurczyć, czyli że po okresie eksplozji, kiedyś, w jakiejś nieokreślonej
dalekiej przyszłości, pod wpływem sił grawitacji, nastąpi okres implozji.
Kosmos zacznie się kurczyć i powróci do punktu centralnego gdzie miał miejsce
pierwotny Bing-Bang, co da impuls do nowego Wielkiego Wybuchu, który da
początek nowemu Kosmosowi. Wyciągano stąd wniosek, że proces powstawania,
rozszerzania, kurczenia, unicestwienia starego i powstawania nowego
Wszechświata powtarza się cyklicznie (może w nieskończoność?). Ostatnie
odkrycie diametralnie zmienia sytuację, w której się znajdujemy. Jest to dobra
dla ludzkości nowina, gdyż nieodwołalnie nasuwa się tu wielce optymistyczny dla
mieszkańców Kosmosu wniosek że cel, do którego zmierza zamieszkała przez nas
czasoprzestrzeń, nie jest punktem zagłady który leży wewnątrz, lecz jest bezkresną podróżą w nieskończonej Przestrzeni,
która otacza ją od zewnątrz. Radosna
nowina z której wynika, że wprawdzie nasza czasoprzestrzeń miała kiedyś swój
początek, ale nie ma końca. Natomiast określenie celu, do którego zmierza
Wszechświat w tej drodze, jest ewidentnie poza zasięgiem naszego poznania.
Dywagacje nad tym problemem należy pozostawić filozofom i teologom. Ci ostatni
już zresztą dawno znaleźli na to intuicyjną (objawioną?) odpowiedź twierdząc, że celem ziemskiej podróży
człowieka (ludzkości) jest osiąganie doskonałości, a po śmierci życie wieczne w
Bogu (w Boskiej Przestrzeni ?). A więc zdobycz Nauki raz jeszcze potwierdziła
objawienie Wiary…
Jaki jest jednakże stosunek tejże Przestrzeni do człowieka – swojej kreatury? Teologia chrześcijańska, kontynuując
wzorce wzięte z judaizmu, opisując relacje pomiędzy Bogiem a człowiekiem
stwarza obraz, noszący charakter swoistego partnerstwa. Twierdzi, że powodem
którym kierował się Bóg stwarzając Ziemię i inteligentnych na niej osobników,
była potrzeba posiadania człowieka – przedmiotu Jego miłości. Ale także i vice versa: potrzeba posiadania
populacji osobników, oddających Mu uwielbienie. Takie postawienie sprawy wydaje
się jednakże być zupełną niedo-interpretacją Boskich zamiarów, przyziemnym,
spłyconym przypisaniem Mu intencji, pragnień i namiętności właściwych
człowiekowi, a nie Absolutowi. Wątpię, aby się On nimi kierował. Jest także
bezsprzecznym antropocentrycznym myśleniem życzeniowym, egotycznym postawieniem
sprawy, pozbawionym cienia skromności. Wynika raczej z zaspokojenia tej
właściwości ludzkiej natury, która polega na potrzebie dowartościowania się,
ale także i podświadomej chęci posiadania idola, ideału oraz Boskiego opiekuna.
Chrześcijańska filozofia mówi także, że niezbadane są wyroki Boskie. Że nigdy
nie zrozumiemy Boskich intencji. Że wydarzenie, które wydaje się nam okrutne i
tragiczne, ma swój głębszy Boski sens i zamysł. Że choroby lub tragiczne
przedwczesne śmierci wielu tak wspaniałych, obiecujących lub niekiedy wręcz
świętych ludzkich osobników, katastrofy, holokausty i zbrodnie eksterminacji
całych populacji są wynikiem celowego Boskiego działania, którego sensu nie
jesteśmy w stanie odkryć naszym ludzkim umysłem. Są to moim zdaniem oczywiste
truizmy. Jest przecież niewątpliwe, że logika Absolutu – beznamiętnej Przestrzeni
jest diametralnie różna od ludzkiej. Jest także niezaprzeczalne, że nigdy jej
nie zrozumiemy. Tego rodzaju myślenie wydaje się być ciągle przejawem
nieskromnego ludzkiego antropocentryzmu. Jego celem jest, chwalebna skądinąd,
chęć sprawienia pociechy ludziom, porażonym bezmiarem bezsensownego
nieszczęścia, które ich akurat od losu spotkało. Tymczasem przedwczesne
zgony młodych jeszcze, obiecujących ludzi mogą mieć przyczyny zupełnie
przyziemne i prozaiczne – albo są spowodowane nieujarzmionymi siłami przyrody,
albo prawami socjologii rządzącymi rozwojem ludzkich społeczeństw (wojny,
rewolucje, totalitaryzmy) albo są zupełnie naturalnym skutkiem spuścizny
otrzymanej po naszych przodkach (choroby wywołane zatrutym środowiskiem lub
dziedzictwem genetycznym). W tym sensie, istotnie, można by to rozumieć jako
wynik założonego pierwotnie, celowego zamiaru Boga – Przestrzeni, polegającego
na pozostawieniu wolnej woli i możliwości swobodnej ewolucji Jego tworom. Ale
tego rodzaju rozumowanie też jest tylko naszym domysłem nie popartym żadnym
dowodem, przejawem pychy, wynikłym z antropocentrycznego sposobu myślenia.
CZY JESTEŚMY
JEDYNI ?
Mamy mocne podstawy aby twierdzić, że od pewnego
momentu, w którym Przestrzeń podjęła Zamiar,
a który Nauka nazywa Wielkim Wybuchem
(Bing-Bang), ruszył nasz
byt, a więc: nasz czas, nasza historia, nasza przestrzeń,
nasza materia, nasza energia i wszystkie inne elementy naszego
świata. Składniki owe zaczęły się samoorganizować zgodnie z nadanym im
w chwili stworzenia pakietem praw fizycznych, by obecnie wytworzyć nasz
Wszechświat, taki, jakim jest on aktualnie.
W tym miejscu nasuwa się jednak nieuchronnie pewne
spostrzeżenie, wynikające z logiki, ale także i z pokory: ów Big-Bang, który
dał początek naszej czasoprzestrzeni, a więc naszemu Kosmosowi, a w
nim naszej
Galaktyce, naszemu Układowi
Słonecznemu, naszej Ziemi, naszej ludzkości i naszej
cywilizacji, mógł nie być jednorazowym i
jedynym, który miał miejsce (który Przestrzeń powzięła Zamiar
dokonać?). Nie można wykluczyć, że obok naszego, istnieje w tej jedynej
otaczającej nas Przestrzeni (Bogu) również i jakaś (może nieskończenie wielka?)
ilość różnych innych Kosmosów, każdy ze swą indywidualną czasoprzestrzenią i
swym innym, indywidualnym pakietem praw fizycznych. Taka spekulacja myślowa
jest logicznie uprawomocniona. Taka intuicyjna sytuacja nie jest
nieprawdopodobna. Daje to nam do myślenia. Strąca nas z piedestału, na którym
mamy tendencję umieszczać się.
Wróćmy jednak do naszej czasoprzestrzeni.
Na jednej, jak się okazało całkiem peryferyjnej
planecie którą nazwaliśmy Ziemia,
będącej częścią naszego Układu
Słonecznego, znajdującego się w naszej, też wcale nie centralnej galaktyce
której nadaliśmy nazwę Droga Mleczna,
gra czynników uruchomionych przez Bing-Bang doprowadziła do ożywienia materii.
Doprowadziła także do tego, że wśród wielu powstałych żywych gatunków,
najbardziej zaawansowanym psychicznie stał się nasz, myślący gatunek ludzki.
Rozwój świadomości jego przedstawicieli stał się po długim czasie ewolucji na
tyle znaczny, że w pewnym momencie osiągnął próg, po przekroczeniu którego owe
myślące twory uzyskały psychiczną zdolność do łączności z Wszechobecną, Ponadczasową Przestrzenią Potencjału – Absolutem i odbioru od niego czynnika niematerialnego – Intelektu.
Mówiąc słowami biblijnymi – spłynął na nich Duch Święty i stali się ludźmi.
Zostali wyposażeni w inteligencję, a w licznych przypadkach także i w sumienie
oraz poczucie wspólnoty i odpowiedzialności za innych. Wobec niewyobrażalnie wielkiej mnogości
możliwych kombinacji byłoby jednak wysoce nieprawdopodobne, aby w innych
miejscach naszej czasoprzestrzeni, nie stało się podobnie. Spostrzeżenie
to dotyczy niewątpliwie tak naszej czasoprzestrzeni, jak i tych innych,
hipotetycznych, z którymi z oczywistych względów nie możemy mieć żadnego
kontaktu.
Od dawna już, pod naporem odkrywanych bezspornych
faktów przyrodniczych, musieliśmy wyzbywać się pychy, uznawać oczywistość i
żmudnie odnajdywać stopniowo nasze skromne miejsce, jakie zajmujemy w szeregu
tworów Wszechrzeczy. Musieliśmy pokornie uznawać kolejno, że ani Ziemia, ani
Słońce, ani nawet nasza Galaktyka nie jest centrum Wszechświata. Obecnie, bogatsi
o te doświadczenia, mimo braku (jak na razie) faktów, powinniśmy zacząć
dopuszczać myśl (gdyż inaczej byłaby to już monstrualna antropocentryczna mania
wielkości), że cały ten przeolbrzymi i niewyobrażalnie skomplikowany proces
tworzenia Wszechświata w którym żyjemy nie
został uruchomiony przez Boga – beznamiętną Przestrzeń jedynie po to,
aby powstał akurat nasz i jedynie nasz rodzaj ludzki. Że inteligentne
życie, które pojawiło się w „naszym” miejscu „naszej”
czasoprzestrzeni, nie było jedynym
celem tego przeogromnego przedsięwzięcia i tej gigantycznie wielkiej gry sił.
Inne myślenie byłoby przejawem nieprawdopodobnej już pychy i megalomanii. Taki
pogląd byłby czystym antropocentryzmem, powtórką skompromitowanej już dawno
geocentrycznej teorii Wszechświata. Prawdopodobieństwo zaistnienia takiego
unikalnego przypadku, wobec trylionów planet istniejących w samej tylko naszej
galaktyce byłoby tak małe, że logika (a z drugiej strony także i pokora) każe
przypuszczać, że mamy wielu sąsiadów (można mniemać, że wielu z nich jest na
wyższym etapie rozwoju niż nasz, a zapewne także wielu innych – na niższym). Że
istnieją także, zrodzone w innych czasoprzestrzeniach, niedostępne naszemu
poznaniu, liczne populacje wielorakich innych naszych kosmicznych braci, biorących
udział w podobnej przygodzie życia, będących, podobnie jak i my, wynikiem
samoorganizowania się przeróżnych (to znaczy zupełnie innych niż w naszym
przypadku), wypuszczonych do swobodnego rozwoju, Boskich elementów.
Myślę więc, że w czasie naszej doczesnej podróży
życia, nie należy oczekiwać od Pana Boga uprzywilejowanego traktowania, ani
wyższej sprawiedliwości, ani szczególnej pomocy, ani też obarczać Go
odpowiedzialnością za wredne cechy ludzkiej natury, ani za klęski żywiołowe.
Trzeba starać się być pozbawionym iluzji: nie liczyć na Jego pomoc, ale także i
nie mieć do Niego żalu o to, że nasz przepiękny świat któremu dał początek,
jest zaludniony tak niedoskonałymi osobnikami. Naszym zadaniem jest natomiast,
aby tam gdzie to możliwe, przejmować wśród bliźnich inicjatywę w swoje ręce i
żyć w tym czasie i w tym miejscu w którym było dane nam się urodzić według
reguł, które po pierwsze: przyczyniają się maksymalnie do realizacji
podstawowego imperatywu – zwiększają szanse przeżycia ludzkości na naszej planecie
Ziemia, i po drugie: nie czyniąc
bliźnim szkody, ani nie ich kosztem, przynoszą nam i naszym bliskim jak
największy pożytek. Jednej z tych reguł nauczyła mnie matka mojego ojca: To, co masz zrobić jutro – zrób dzisiaj, a
to co masz zjeść dzisiaj – zjedz jutro.
Nie oznacza to wszakże wcale, że westchnienie w
trudnych chwilach życia „O Boże,
pomóż mnie nieszczęsnemu” nie przynosi nam ulgi. Przynosi, i to wyraźną.
Nie oznacza to także, że można pominąć milczeniem lub
wręcz negować istnienie na naszym świecie całego olbrzymiego obszaru zjawisk
niewytłumaczalnych (na razie). Wśród nich przypadków ewidentnej pomocy lub
ratunku udzielanych nam w sytuacjach krytycznych, racjonalnie uznawanych za bez
wyjścia. Także i zjawisk, które wobec braku ich wytłumaczenia w oparciu o znane nam (ciągle nie w pełni) prawa przyrody, można tłumaczyć jedynie jako
będące wynikiem interwencji czynników o których istnieniu nic nie wiemy, a więc nadprzyrodzonych. Będących poza zasięgiem naszego pojmowania, a więc Boskich. Nazywamy je zwykle cudem, opieką Anioła Stróża lub
interwencją Bożej Opatrzności. Istnieją one niewątpliwie. Każdy z nas w swym
życiu choć raz miał okazję ich zaznać.
Skąd więc przychodzi pomoc i ratunek?
Wierzę
osobiście, że związane są one z postacią Jezusa Chrystusa. Jest On, co uznajemy
za jedną z prawd naszej wiary, Drugą Osobą Boską, Synem Boga, Mesjaszem
wysłanym na Ziemię dla naszego ratunku. Przypuszczam, że można by Go także
określić Delegatem Boga na Ziemi, Jego Wysłannikiem, Jego osobistym Pośrednikiem
pomiędzy Nim, a każdym człowiekiem, bez względu na język którym mówi, stopień
rozwoju umysłowego czy wyznawaną religię. Tym, który zawarł (odnowił?) przymierze pomiędzy Bogiem i
ludźmi. Tym, który przyniósł na Ziemię rewolucyjną w owych czasach filozofię
miłości pomiędzy ludźmi. Który jest naszym osobistym orędownikiem u Boga.
Święty
Paweł wszak tak napisał w liście do Galatów:
Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika
ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety,
wszyscy bowiem jesteście jednym w Chrystusie
Jezusie.
[List do Galatów, 3:38]
Tak więc
Syn Boży, Jezus Chrystus, sprawuje tu na Ziemi opiekę i nad całą ludzkością, i
nad każdym z nas z osobna.
Ale jaka
jest wobec tego sytuacja innych inteligentnych osobników? Mam tu na myśli nie
tylko tych z innych planet naszej galaktyki, nie tylko tych z innych galaktyk naszej czasoprzestrzeni,
ale także i tych z wszystkich innych galaktyk wszystkich innych hipotetycznych
czasoprzestrzeni. Mam na myśli wszystkich naszych kosmicznych współbraci,
gdziekolwiek by oni nie byli, są lub będą. Jaka jest ich sytuacja wobec Przestrzeni – Jedynego Boga – Sprawcy Wszystkiego?
Czy tylko my jesteśmy uprzywilejowani – mamy swego Boga i swego u Niego
Pośrednika, a oni są dyskryminowani i Ich nie mają?
Wyobrażam
sobie, że Bóg, mający Trzy Osoby, Stworzyciel Wszystkiego, w tym i
wszystkich inteligentnych cywilizacji, jest jeden i ten sam dla wszystkich.
Trójca Święta jest Troistym Bogiem wszystkich cywilizacji, gdziekolwiek by one
nie były. Syn Boży, Druga Osoba Boska jest Jego Pośrednikiem i Jego Delegatem u
każdej z nieskończenie wielkiej ilości cywilizacji istniejących w
czasoprzestrzeni, tak naszej jak i tych innych (tymczasowo hipotetycznych).
Cywilizacji, składających się z osobników żyjących, a więc posiadających zdolność do autonomicznej ewolucyjnej
replikacji, którym Duch, Trzecia Osoba Boska, przekazał intelekt i
sumienie. U nas Delegat ten był Bogiem-człowiekiem, nazywał się Jezus Chrystus
i był synem Maryi. U innych cywilizacji nosił On, nosi lub będzie nosić
inne lokalne imię i posiadać inną, zależnie od lokalnych okoliczności, postać
Bosko-materialną. Ale (tak sobie dalej wyobrażam) w każdym z nieskończenie
wielu przypadków nieskończenie wielu cywilizacji, chodzi zawsze i wszędzie o
Drugą Osobę Trójcy Świętej, Syna Bożego, Delegata jednej i tej samej Przestrzeni,
Pośrednika pomiędzy Absolutem a daną inteligentną, uduchowioną materią
ożywioną, który wcielił się w fizyczną postać osobnika tejże cywilizacji.
Taka
sytuacja nie jest tylko bezpodstawną hipotezą. Taki stan rzeczy można bowiem
wysnuć ze słów samego Jezusa Chrystusa:
Mam także inne owce, które nie są z tej
owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna
owczarnia, jeden pasterz.
[Ewangelia wg św. Jana,
10:16]
Podobnie
uważam, że każda inna cywilizacja która osiągnęła wystarczający stopień
zaawansowania, też uzyskała swój intelekt (zapewne całkowicie różny od
ludzkiego), od tego samego Ducha, Trzeciej Osoby tego samego Jedynego Boga – Przestrzeni.
Wyobrażam
więc sobie, że podobnie jak to dzieje się na planecie zwanej Ziemia, każde indywiduum każdej z owych
innych cywilizacji, jaka by nie była jego postać fizyczna i konstrukcja
psychiczna jest przekonane, że zostało stworzone na Obraz i Podobieństwo Boże.
I jest to zupełnie oczywiste, gdyż Bóg – Przestrzeń, który
spowodował początek wszystkiego, który jest Wszystkim, ma każdą
dowolną postać i jest jeden i ten sam dla całej materii i intelektu
Wszech-Wszechświata. W tym i dla wszystkich wariantów ożywionej materii inteligentnej.
Wszak
Jezus powiedział:
W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak
nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce.
[Ewangelia wg św. Jana,
14:2]
Słowa
te, będące potwierdzeniem wypowiedzi poprzedniej [Jan, 10:16] można rozumieć w
sposób rozszerzający – odnoszą się one nie tylko do nas, mieszkańców planety Ziemia, ale i do wszystkich innych
osobników każdej innej cywilizacji, bez względu na to, w której
czasoprzestrzeni i kiedy ona była, jest lub będzie.
* * *
Dla
rzetelności należy stwierdzić, że są również ludzie, którzy wyobrażają sobie
Boga zupełnie inaczej. Ponieważ jest On wszechmocny, ponadczasowy i
wszechobecny, porównują go do kosmicznego superkomputera o nieograniczonej
pojemności pamięci, nieskończenie dużej szybkości działania
i nieskończenie wielkiej mocy obliczeniowej. Takiego superkomputera,
którego nieskończenie wielkie parametry umożliwiają Mu wiedzę o wszystkim i
sterowanie wszystkim, co się dzieje. Wiedzę o stanie każdego atomu całej materii
wszystkich Wszechświatów i sterowanie losem każdego pojedynczego indywiduum
każdej inteligentnej cywilizacji w każdej czasoprzestrzeni.
Jeszcze
inni, o mniej wybujałej wyobraźni i wiedzy w dziedzinie nauk przyrodniczych,
wyobrażają sobie Boga w nieokreślonej postaci jako najwyższe Dobro,
Nieskończone Miłosierdzie lub Czystą Miłość, a także jako stan Niewysłowionego
Szczęścia. Również jako Władcę Anielskich Zastępów, Króla Królestwa
Niebieskiego oraz Najwyższego Sędziego wymierzającego zasłużoną karę za grzechy,
popełnione w czasie doczesnego życia (co kłóci się jednak z wyobrażeniem o
Jego nieskończonej dobroci i miłosierdziu). Ci ostatni, a wśród nich jest
także angielski pisarz George Orwell wierzą więc, że wprawdzie piekło istnieje,
ale jest puste. Jest to oczywiście zwrot czysto retoryczny, licencja poetica dozwolona wielkiemu
pisarzowi. Piekło nie jest miejscem w zaświatach, gdzie po śmierci trafiają
dusze grzeszników by tam być gromadzone w celu wspólnej kaźni w ogniu
piekielnym. Filozofia chrześcijańska uważa, że piekłem, i to już za życia, jest
stan duszy osobników, nie żyjących w zgodzie z Prawem Boskim.
Dla
innych ludzi Bóg jest Świętym, ich Stworzycielem, Panem, Przewodnikiem,
Powiernikiem, Doradcą, Obrońcą, Opiekunem, Ojcem, Ostoją i Dobrotliwym Przyjacielem
w nieszczęściu. Jest także tym, który jest Wiekuisty, Wszechwiedzący,
Wszechobecny i Wszechmocny.
I być
może wszyscy mają rację, gdyż wcale nie można wykluczyć, że Bóg jest tym
wszystkim jednocześnie. Że będąc Wszystkim, nieskończoną Przestrzenią wszelkich możliwości,
zawiera w sobie wszystkie te pojęcia (a także i wiele innych, jeszcze
przez nas nie odkrytych i nie nazwanych). Że w gruncie rzeczy jest
takim, jakim Go sobie każdy z nas wyobrażał, wyobraża lub będzie wyobrażać.
Począwszy od człowieka jaskiniowego z hiszpańskiej Cueva di El Castillo,
poprzez sumeryjskiego wojownika, egipskiego niewolnika, faraona, Mojżesza,
Buddę, Konfucjusza, taoistę, indiańskiego szamana, Sokratesa, Mahometa, Tomasza
z Akwinu, Isaaca Newtona, Alberta Einsteina, Jana Pawła II i ostatniego
Dalajlamę, a na przyszłych wielkich myślicielach skończywszy. Ale jest również
i takim, jakim Go sobie wyobraża każde inne myślące indywiduum z każdej innej
czasoprzestrzeni.
NATURA ZŁA
W
większości systemów filozoficznych świata istnieją dwa przeciwstawne pojęcia –
Dobro i Zło. Dobru przypisywane jest pojęcie Boga, a Złu – Szatana, Jego
przeciwnika. Teologowie twierdzą, że Szatanem jest zbuntowany, upadły Anioł.
Ten stwór, w przeciwieństwie do Boga, zainteresowany jest tylko destrukcją,
czyli czynieniem Zła. Jak wobec tego można wyobrazić sobie Złego Demona?
Odpowiedź może być zaskakująca. Diabeł jest zerem, niczym. Skąd ten wniosek?
Można go uzasadnić następująco:
·
Szatana
uważamy za przeciwieństwo Boga. Jeżeli zgodzimy się z poglądem, że Bóg jest tym,
który jest, to Szatan, Jego
antyteza, jest tym, którego nie ma.
·
Jeżeli
uznamy Boga za Przestrzeń i przyjmiemy tezę że Diabeł jest przeciwnością Boga, to musimy uznać, że
Szatan jest odwrotnością Przestrzeni. Odwrotnością nieskończenie wielkiej
przestrzeni jest punkt geometryczny o nieskończenie małych (a więc zerowych)
wymiarach. Odwrotnością Przestrzeni Potencjału Sprawczego jest nieskończenie
mały punkt potencjału destrukcyjnego.
Tak więc można by mniemać, że Złego Ducha praktycznie
nie ma, gdyż istnieje tylko teoretycznie, jako punkt geometryczny. Jednakże w
tym punkcie geometrycznym skupione jest Zło
oraz Potencjał Niszczycielski które,
jeżeli zostaną wyzwolone, mogą spowodować w ludzkiej psychice niewyobrażalne
spustoszenia.
Tyle, jeśli chodzi o teoretyczną,
matematyczno-geometryczno-fizyczną przeciwstawność Boga i Szatana.
Ta przeciwstawność dotyczy jednak przede wszystkim
postaw etycznych. Pozytywnym[2]
(twórczym) Boskim przymiotom
ludzkiego zachowania można z łatwością przypisać odpowiadające im negatywne,
destrukcyjne atrybuty diabelskie:
miłości – nienawiść, twórczości – destrukcję, postępowi – recesję,
szlachetności – obłudę, prawdzie – kłamstwo, pokorze – pychę, uczciwości –
wiarołomstwo, łagodności – gwałt, prostolinijności – krętactwo, altruizmowi –
egoizm, dobroczynności – nieczułość,
idealizmowi – wyrachowanie itp.
Można sobie wyobrazić, że w tym samym momencie, gdy
ludzkość osiągnęła zdolność do łączności z
Wszechobecną, Ponadczasową Przestrzenią Potencjału
i odbioru od niej czynnika niematerialnego, a więc Intelektu, uzyskała także
możność odbioru owych niematerialnych punktów potencjału destrukcyjnego. Mówiąc słowami biblijnymi – ludzie
zostali wypędzeni z raju i stali się osobnikami podatnymi na
złe, niszczycielskie instynkty. Wyraża się to poprzez zawarty w człowieku (jako
jedynym spośród żywych istot na Ziemi) potencjał egoizmu, agresji i negatywnych
działań irracjonalnych: nienawiści, skłonności do przemocy, sadyzmu i zadawania
gwałtu, do morderstwa, pogardy dla cudzego życia, bezinteresownego pragnienia
czynienia bliźniemu zła, obojętności na krzywdę, do kłamstwa i obłudy. Jest to
potencjał uśpiony, lecz jak najbardziej realny. Jest to ten właśnie złowrogi, złośliwy,
złogenny i powodujący ludzką dehumanizację potencjał, który, jeżeli wymknie się
spod kontroli lub zostanie celowo wywołany na powierzchnię i uruchomiony, jest
w stanie uczynić zupełnie konkretne ZŁO. To zło, które toczy ludzkość od jej
zarania. Zło, które kieruje postępowaniem ludzi pozbawionych sumienia i
przepełnionych pychą. Tę wolę czynienia zła, ten sadyzm i tę pogardę dla
bliźniego, pozbawioną nawet najbardziej prymitywnego poczucia solidarności z
osobnikiem tego samego gatunku, którymi w nieodległych czasach udało się Józefowi Wissarionowiczowi Dżugaszwili oraz Adolfowi Hitlerowi natchnąć i przelać w tak
zaskakująco liczne zastępy posłusznych im pretorianów.
Jednakże myśl filozoficzna, opisująca Szatana jako
antytezę Boga, z całym szacunkiem należnym tejże myśli, wydaje mi się być nieco
infantylna i mało wiarygodna. Jest bowiem obarczona wewnętrzną sprzecznością.
Dopuszcza ona bowiem istnienie tworu alternatywnego wobec Absolutu, który to z
samej definicji tego słowa winien być unikalny, apriorycznie pozbawiony
wszelkiej alternatywy. Czyż może istnieć antyteza – przeciwieństwo unikatowego
Absolutu?
DYLEMAT
Jedną z istotnych tez niniejszego eseju była próba
uzasadnienia twierdzenia, iż nie ma sprzeczności pomiędzy Wiedzą i Wiarą.
Że Nauki Przyrodnicze i Nauki Teologiczne, te dwie sfery psychicznej aktywności
człowieka i te dwa różne systemy poznawcze nie są w konflikcie, lecz wręcz
odwrotnie – obia zmierzają do tego samego celu – do coraz bardziej pełnego
opisu Istoty Rzeczy. Obserwacja postępu ludzkiej wiedzy, która systematycznie
obala swe dotychczasowe dogmaty, tworząc nowe, obszerniejsze (też po pewnym
czasie zastępowane następnymi, bardziej uniwersalnymi), zdaje się prowadzić do
wniosku, że w przyrodzie możliwe jest
właściwie wszystko (lub prawie wszystko), a zdobycze nauki zdają się
zbliżać ludzką Wiedzę do objawień Wiary w sposób asymptotyczny.
Że w Przyrodzie możliwe
jest wszystko? To zdanie zaczyna nabierać znajomego już skądinąd
sensu. Co lub kto jest wszechmocny i może wszystko? To zostało już kiedyś i
gdzieś wcześniej przeczute, przemyślane, powiedziane oraz zapisane…
Uznanie tezy, że w przyrodzie możliwe jest wszystko za
wysoce prawdopodobną, skłoniło autora niniejszego eseju do uruchomienia
wyobraźni i dokonania ekstrapolacyjnych uogólnień. Do przedstawienia wizji
możliwości istnienia w Kosmosie również i innych inteligentnych cywilizacji. A
także, w oparciu o cytaty z Ewangelii, wysnucia możliwości
istnienia innych kosmosów, być może w nieskończenie wielu innych
czasoprzestrzeniach, a w konsekwencji istnienia być może nieskończenie wielkiej
ilości przeróżnych innych cywilizacji inteligentnych osobników. Uznawszy za
oczywiste, że Stwórca takiej Nieskończonej Całości mógł być tylko jeden, na
Ziemi nazwany Bogiem, (a nie na przykład kilku różnych, konkurencyjnych
stworzycieli), autor uznał także za mieszczące się w granicach
prawdopodobieństwa twierdzenie, że ludzkość ma wielu kosmicznych współbraci –
kreatur tego samego Troistego Stwórcy. A każda z tamtych cywilizacji posiada
swego własnego Pośrednika – będącego tą samą Drugą Osobą Boską, u nas na Ziemi
zwaną Zbawicielem.
Idąc jednakże jeszcze dalej powyższym tokiem
rozumowania iż w przyrodzie możliwe jest właściwie wszystko – a więc także i nieprawdopodobne, niepojęte dla ludzkiego
umysłu twierdzenia Wiary, trzeba wtedy jednak także uznać konsekwentnie, że
możliwe może być również i to, czego prawdopodobieństwo zaistnienia jest statystycznie
tak nieskończenie małe, że rozumowo wydaje się być niemożliwe. Miedzy innymi
więc także i to, że jednak jest możliwe,
iż jesteśmy tylko jedyną cywilizacją
we wszystkich galaktykach Wszechświata.
Że nie ma innych czasoprzestrzeni, a
nasz Kosmos jest tylko jedynym. Że
cały ten przeolbrzymi i niewyobrażalnie skomplikowany proces tworzenia
Wszechświata w którym żyjemy, został, wbrew logice i pokorze, uruchomiony przez
Stworzyciela jedynie po to, aby,
także i wbrew statystycznemu prawdopodobieństwu, powstał akurat tylko nasz i jedynie nasz rodzaj
ludzki. Że inteligentne życie, które pojawiło się na Ziemi, było jednakże tylko jedynym celem tego przeogromnego
przedsięwzięcia i tej niewyobrażalnie wielkiej gry sił. Że zapisane w Ewangelii
słowa Jezusa Chrystusa odnoszą się tylko
i jedynie do sytuacji na planecie Ziemia, bo nie ma innych cywilizacji. A także i to, że Bóg nie jest beznamiętną Przestrzenią, my
zaś, i tylko my, jesteśmy Jego jedynymi, umiłowanymi kreaturami, do
których wysłał tylko jedynego Zbawiciela.
Zwolennicy poglądu o naszym unikalnym bycie we
Wszechświecie przytaczają jako argument fakt, iż od czasu rozpoczęcia na Ziemi
systematycznego nasłuchu sygnałów radiowych płynących z Kosmosu (to jest od ok.
70 lat), nie uzyskano żadnego na tyle koherentnego sygnału, aby mógłby być on
uznany za wysłany przez istoty inteligentne. Należy tu jednakże wziąć także pod
uwagę odległości międzygwiezdne i międzygalaktyczne powodujące, że ewentualny
inteligentny sygnał innej cywilizacji, podążając z szybkością światła, mógłby
płynąć do nas wiele milionów ziemskich lat. Z tej perspektywy okres 70 lat
trwania ziemskich nasłuchów stanowi mniej, niż mgnienie oka w życiu człowieka.
Brak otrzymania do tej pory inteligentnego sygnału nie może więc jednakże
stanowić żadnego istotnego argumentu na rzecz braku obecności innych
cywilizacji w Kosmosie.
Nie przypuszczam więc, aby dylemat: Jesteśmy sami, czy też w licznym
towarzystwie? mógł zostać
kiedykolwiek tu na Ziemi wyjaśniony.
Warszawa, sierpień 2012
Masz uwagi lub
komentarz? – Napisz
[1] Nagrodę Nobla z fizyki w 2011 r. dostali Saul
Perlmutter, Brian P. Schmidt i Adam G. Riess za odkrycie tego, że Wszechświat
rozszerza się z coraz większą prędkością. Dowiodły tego obserwacje odległych
supernowych, tj. gwiazd, które zakończyły życie w potężnej eksplozji.
[2] Stosuję następujące kryterium: za „pozytywne”
przyjmuję każde zachowanie, które zwiększa szanse przetrwania na Ziemi materii
ożywionej i odwrotnie: „negatywnym” jest takie, które tę szansę zmniejsza.