Strona główna > Spis Treści > Słowo od Autora

Wacław Mauberg

 

SAGA  ZWYKŁEJ  RODZINY

 

Wspomnienia

nie  zawsze  sielskie  i  apolityczne

 

 

Gopar grafika

Słowo od Autora

Nie jestem humanistą. Nie mam talentów literackich. Muzy opiekujące się literaturą i poezją skrzętnie omijają ścieżki mych dokonań, przeważnie z daleka i szerokim łukiem. Jedynie Urania, opiekunka dziedziny niejako zbliżonej do sfery nauk przyrodniczych, udziela mi czasami, jak mniemam, swego natchnienia i spogląda niekiedy w mą stronę bardziej przychylnym wzrokiem.

Z tego też powodu tę wielką odwagę, jakiej od człowieka obarczonego przez naturę ścisłym umysłem wymaga ambitny zamiar napisania tekstu pozbawionego fascynujących opisów zjawisk fizycznych i lirycznej poezji abstrakcyjnych formuł matematycznych zawdzięczam nie muzom, lecz innym osobom. Są nimi moje liczne wnuki. Ilekroć odwiedzały odległy dom swych dziadków gdy były jeszcze małe, domagały się zawsze, abym opowiadał im jakieś śmieszne lub ciekawe historie. Opowiadałem wtedy wymyślone na poczekaniu bajki, albo zbeletryzowane prawdziwe przygody z mych dziecinnych, szkolnych czy studenckich lat. To głównie z myślą o nich zabrałem się do pisania.

Abym nie musiał za każdym razem opowiadać od nowa tych samych historii, po pewnym czasie postanowiłem ułatwić sobie to miłe zadanie i potraktować rzecz całościowo: opisać wszystko od początku do końca. W miarę postępu narracji pojawiła się jednak potrzeba, aby warstwę przygodową uzupełnić o uwarunkowania zewnętrzne – kontekst historyczny, społeczny i polityczny oraz problemy psychologiczne i moralne, które owych zdarzeń dotyczyły i je powodowały. W ten sposób moja opowieść traciła stopniowo charakter bajki, a zaczynała być rodzajem sagi rodzinnej, a w końcu dokumentem epoki, w której żyłem. Każdy z czytelników będzie mógł dzięki temu, mam nadzieję, znaleźć tu jakiś fragment który go zaciekawi, zastanowi lub da, być może, do myślenia.

Trud spisania wspomnień podjąłem także z pewną ukrytą intencją. Moje wnuki uczą się w szkołach zagranicznych i siłą faktu czytają po polsku słabiej niż dzieci kształcone w szkołach krajowych. Niechże więc wysiłek przeczytania tych wspomnień, o ile go sobie kiedyś zadadzą, przyczyni się w jakiś minimalny chociaż sposób do treningu w umiejętności czytania w ojczystym języku ich dziadka.

Z tego właśnie powodu wspomnienia te dedykuję moim wnukom.

Chociaż wspomnienia dedykuję wnukom, to zdaję sobie sprawę, że opis wydarzeń mego życia będzie w pełni zrozumiały jedynie dla coraz mniej licznych osób z mojego własnego pokolenia. Dla moich dzieci niektóre opisywane tu sprawy będą już przebrzmiałe, nieaktualne i zrozumiałe tylko częściowo. Dla pokolenia wnuków jedynie wątek przygodowy będzie przystępny. Kontekst historyczny, społeczny i polityczna makabra okresu PRL będą dla nich już tak odległe i pozbawione grozy, że wywołają jedynie niejasne emocje podobne tym, jakie dzieci odczuwają słuchając bajek o wprawdzie bardzo złej, ale zupełnie nierealnej czarownicy.

Spisywanie wspomnień jest również doskonałą okazją do szkicu historii rodziny i opisu wpływu, jaki na koleje losu poszczególnych jej członków wywarły wydarzenia światowe. Dla przyszłych pokoleń ciekawym może okazać się także zebranie w jednym miejscu podstawowych wiadomości o rodzinie i opis różnych drobnych szczegółów z życia jej członków. Te mało ważne, choć tworzące klimat epizody są tak ulotne, że gdyby ich nie zapisać, zostałyby na zawsze już utracone wraz z odejściem osób, które jeszcze mogą je pamiętać.

Jest to więc opowieść o rodzinie, o starych którzy odeszli i młodych, którzy pojawili się na świecie. Opowieść o czasie wojny i czasach pokoju, o wielkich wydarzeniach światowych i małych epizodach lokalnych. Jest to chęć uratowania od zapomnienia śladów przeszłości, zachowań ludzkich, a czasem i nieistniejących już szczegółów krajobrazu.

Dlatego też nie poprzestanę na samej tylko relacji, ale gdy uznam to za potrzebne, nie będę stronił od uzupełnienia opisywanych wydarzeń własnym komentarzem.

Przy spisywaniu wspomnień nieocenionej pomocy redakcyjnej, korektorskiej i faktologicznej udzielała mi na bieżąco moja żona Helena. Bez korzystania z zasobów jej niebywałej pamięci nie mógłbym podołać zadaniu, jakie sobie postawiłem. Składam jej tu wyrazy wielkiego podziękowania.

Winienem także wspomnieć o olbrzymiej pracy, jaką wykonała zawodowa korektorka i polonistka, pani Antonina Ślęzak. Nie ograniczyła się tylko do poprawienia błędów literowych, składniowych i znaków interpunkcyjnych, ale zadała sobie także trud korekty opisu pewnego zdarzenia, które miało miejsce w Gliwicach.

Także i bez życzliwej pomocy innych członków rodziny, którzy dostarczyli mi wiadomości, jakich z natury rzeczy nie mogłem był posiadać oraz skorygowali niektóre fakty, które w mej pamięci zapisały się inaczej niż miało to miejsce w rzeczywistości, praca moja byłaby mniej dokładna i o wiele uboższa.

Wszystkim tym osobom, wymienionym i niewymienionym, które przyczyniły się do nadania obecnego kształtu mym wspomnieniom, składam serdeczne wyrazy wdzięczności.

Na koniec nie mogę nie wspomnieć o nieprawdopodobnie użytecznym i uniwersalnym dla badacza śladów przeszłości narzędziu poznawczym, jakim dla współczesnych stał się Internet. Pozwolił mi on na błyskawiczny dostęp do przelicznych baz danych rozsianych po całym świecie. To, co kiedyś wymagało czasochłonnych podróży w celu osobistych żmudnych kwerend w różnych archiwach, obecnie możliwe jest do uzyskania w krótkim czasie bez opuszczania własnego, tak wygodnego fotela. Dzięki temu wspaniałemu wynalazkowi XX wieku mogłem wzbogacić domowe archiwum o wiele nowych istotnych dokumentów, a moją wiedzę o nieznanych mi dotychczas, odległych członkach rodziny.

Nie uważam wcale, aby praca moja stanowiła jakieś wiekopomne dzieło. Jest jedynie w miarę kompletnym, jak na dzień dzisiejszy, kompendium wiedzy o rodzinie.

 

Powrót do początku