Wiedza – Wiara
U
zarania dziejów ludzkości, gdy człowiek nauczył się już zaspakajać swe
podstawowe potrzeby bytowe służące przeżyciu, a jego iloraz inteligencji osiągnął taki poziom że zaczął zastanawiać się
nad otaczającym go światem, stało się dla niego oczywistym, że Ziemia jest
płaska. Potwierdzały to wszystkie naoczne doświadczenia zbierane podczas
penetracji okolicznych terenów i wszystkie znane mu fakty. Wszak idąc naprzód w
dowolnym kierunku, znajdował ciągle tę samą nieskończoną płaską lub pagórkowatą
przestrzeń pokrytą lasami, poprzecinaną od czasu do czasu rzekami i pasmami
górskimi, a zakończoną morzem. Dalej już była tylko groźna głęboka słona woda,
na którą ludzie nie mieli ani zamiaru, ani możliwości się wyprawiać. Byli
przekonani, że są w posiadaniu pełni wiedzy na temat ich świata: ma on kształt
wielkiego, płaskiego talerza o postrzępionych morskich brzegach, na którego
krawędzi, za morskim horyzontem, znajduje się niezgłębiona przepaść.
Lokalizowano w niej zwykle otchłań piekielną.
Tylko
nieliczni nie byli o tym tak całkowicie przekonani i wbrew wszelkiej
oczywistości wierzyli, że Ziemia nie jest płaska, a piekło jest gdzie indziej.
Nie potrafili jednak swej wiary poprzeć żadnymi dowodami. Z czasem, gdy
ludzkość nauczyła się żeglować, podbiła morskie przestrzenie, a żeglarze
zauważyli krzywiznę horyzontu i stwierdzili że Ziemia jest wypukła, myśliciele
doszli do wniosku, że musi być kulista. Nie tylko kulista, ale musi także
obracać się wokół własnej osi – wbrew miażdżącym, zdawałoby się, argumentom niedowiarków którzy twierdzili, że:
„gdyby ona była kulista, to przecież ludzie na antypodach pospadaliby w
przestrzeń głową w dół a gdyby się kręciła, to wszyscy by dostali zawrotu
głowy”.
W ten sposób zdobyta przez ludzkość Wiedza potwierdziła intuicyjną Wiarę w to, co uważane było dotąd za
niemożliwe, bo sprzeczne z całą uprzednią wiedzą doświadczalną. To daje do
myślenia ...
Dużo
później, żyjący w II wieku naszej ery grecki filozof Klaudiusz Ptolemeusz i
wielu przedstawicieli następnych pokoleń dałoby sobie uciąć rękę w obronie
twierdzenia, że to Słońce obraca się wokół Ziemi. System geocentryczny był
przecież tak oczywisty. Ziemia musiała być centrum świata. Cała ludzkość
obserwowała wszak co dzień na własne oczy wędrówkę Słońca dookoła Ziemi. Na
nocnym niebie robiły to samo także i inne ciała niebieskie.
Kto
twierdził inaczej, był uznawany za bezrozumnego szaleńca. Ci niespełna rozumu
ludzie wierzyli w coś zupełnie przeciwnego – że to Ziemia obraca się dookoła
Słońca. Ich wiara była tak bulwersująca i sprzeczna z logiką, że byli uznawani
za bezbożnych heretyków, a ich przekonania tępione z całą surowością. Dopiero
wiedza, zdobyta w XVI wieku spowodowała przełom. Obserwacje ruchu ciał
niebieskich Mikołaja Kopernika potwierdzone przez Galileusza (stanął za to przed
Trybunałem Rzymskiej Inkwizycji, a jego dzieła, których zmuszony był się
wyprzeć, wpisane zostały na indeks ksiąg zakazanych) oraz późniejsze obliczenia
orbit planet dokonane dzięki odkrytej przez Izaaka Newtona w XVII wieku teorii
grawitacji pozwoliły zrozumieć, że wiara szaleńców była słuszna. Że w
rzeczywistości, to mikroskopijna Ziemia kręci się wokół gigantycznego Słońca.
System geocentryczny, będący przejawem ludzkiej ignorancji i megalomanii okazał
się błędny, a irracjonalna wydawałoby się, wiara w system heliocentryczny
znalazła potwierdzenie naukowe.
Zdobyta przez ludzkość następna porcja Wiedzy znów potwierdziła Wiarę w to, co uważane było do tej pory
za niemożliwe, bo sprzeczne z całą dotychczasową obserwowalną, i jak się
okazało, złudną wiedzą. To znów daje do myślenia ...
Starożytni
filozofowie, zastanawiając się nad granicą podzielności materii, doszli do
wniosku, że musi istnieć najmniejsza, niepodzielna już dalej cząstka materii.
Grecki myśliciel i podróżnik, Demokryt z Abdery, nazwał ją atomem (ἄτομος
- atomos: „niepodzielny”) i twierdził, że atomy są niepodzielnymi,
sztywnymi i pozbawionymi struktury wewnętrznej kulkami. Był przekonany, że
posiadał pełnię wiedzy na ten temat. Wiedza ta dyktowała mu logiczny wniosek,
że inaczej być nie może.
Byli
jednakże kontestatorzy, którym przeczucie mówiło, że jednak może być inaczej.
Ci szaleńcy wierzyli w utopię, w coś zupełnie innego – że atom jest podzielny i
składa się z jeszcze mniejszych elementów. Nie potrafili tego jednakże w żaden
sposób udowodnić. Trzeba było czekać aż do XIX wieku, kiedy dzięki odkrytej
przez Henri Bequerel’a promieniotwórczości i dalszym badaniom tego zjawiska
prowadzonym między innymi przez Marię Curie-Skłodowską, kontynuowanym następnie
przez całą plejadę różnych innych naukowców okazało się, że intuicyjna wiara
owych szaleńców była słuszna.
Postęp Wiedzy
raz jeszcze sprawił, że prorocza Wiara
okazała się słuszna. To wciąż daje do myślenia, a człowiek inteligentny ma
obowiązek zadawać sobie pytania i wyciągać wnioski ...
Współczesne
nam czasy także obfitują w podobne przykłady.
Jeszcze
trzy pokolenia wstecz oczywistym i powszechnie uznanym było przekonanie, że
ludzie są jedynymi inteligentnymi mieszkańcami wszechświata. Wszechświat zaś
jest nieograniczony, niezmienny, trójwymiarowy, a jedynymi siłami utrzymującymi
go w stabilnej równowadze są te, wynikające z odkrytych przez Newtona praw
grawitacji. Prawie wszystkie obserwacje potwierdzały ten pogląd, a nieliczne mu
przeczące przypisywano błędom pomiarowym lub obserwacyjnym.
Znajdowali
się wszakże także i nieliczni prekursorzy którzy wierzyli, że w istocie rzeczy
ten logiczny, elegancki obraz świata, oparty na Newtonowskiej mechanice, nie
jest aż tak prosty, jak się dotąd wydawało. Istotnie, odkryte w XX wieku przez
Alberta Einsteina prawa opisane w jego dwóch teoriach względności, poparte
następnie obserwacjami astronomicznymi dokonywanymi przy pomocy coraz bardziej
precyzyjnych i czułych przyrządów, całkowicie zburzyły dotychczasowy obraz.
Wszechświat nie jest ani nieograniczony, ani niezmienny. Jest ograniczony w
zakrzywionej czasoprzestrzeni, wielowymiarowy i zmienny w czasie. Ma początek i
koniec. Czasoprzestrzeń w której istnieje, jest wielowymiarowa.
Są to
pojęcia, których nasz mózg nie jest już w stanie zrozumieć. Coraz częściej
odkrywamy w przyrodzie istnienie związków i sytuacji, których zrozumienie i
wyjaśnienie przekracza zdolność pojmowania naszego umysłu. Prowadzi to do
nieuchronnego wniosku, że muszą we wszechświecie istnieć także i zbiorowiska
takich umysłów, które pojmowanie tych powiązań są w stanie posunąć dalej, niż
my.
Odkrycia
astrofizyki końca XX wieku spowodowały między innymi, że już od pewnego czasu
uczeni zaczęli uznawać za możliwą tezę, iż ludzkość nie jest jedyną
inteligentną społecznością żyjącą we wszechświecie. Olbrzymie, nadzwyczaj
kosztowne anteny współczesnych obserwatoriów satelitarnych, prowadzące od wielu
lat permanentny nasłuch sygnałów odbieranych z kosmosu w celu wykrycia
jakiegokolwiek inteligentnego przekazu (jak dotąd, bez spodziewanych
rezultatów), są tego dowodem. A przecież już XIX-to wiecznym myślicielom
intuicja podpowiadała, że powinniśmy mieć sąsiadów. Niektórzy inni współcześni
teoretycy zaczynają poddawać w wątpliwość podstawowy kanon współczesnej fizyki
twierdząc, że szybkość światła nie jest najwyższą możliwą szybkością we
wszechświecie. Jeszcze innym intuicja mówi że wszechświat, którego częścią
jesteśmy, jest tylko jednym z wielu różnych możliwych, które mogą równolegle
istnieć obok siebie w wielowymiarowym Multi-kosmosie. Teorię o wielowymiarowej
czasoprzestrzeni uważają oni za narzędzie do próby stworzenia Ogólnej
Teorii Wszystkiego. (Na marginesie pojawia się tu pytanie: do czego
można by przyrównać teorię, która wyjaśniałaby
wszystko?)
Tego
rodzaju przykłady na dowód, iż postęp Wiedzy
o otaczającym nas świecie sprawia iż to, co wczoraj było uznane za absurdalne i
niemożliwe, staje się dziś możliwym, dałoby się jeszcze mnożyć ...
Pogląd,
że możliwe jest wszystko (a więc
także i te zjawiska, które są niewytłumaczalne z punktu widzenia aktualnie
posiadanej wiedzy), staje się coraz bardziej uzasadniony.
Czy
możemy więc być aż tak zarozumiali by uważać, że Wiedza, którą aktualnie posiadamy, jest w jakiejkolwiek dziedzinie
już zupełna? Że już wiemy wszystko? Że już nic więcej nie ma do odkrycia? I że,
przy ograniczonych możliwościach naszych umysłów, będziemy kiedykolwiek
wiedzieli wszystko?
Czy mogą
więc istnieć ludzie, racjonaliści, którzy wierzą,
że prawdy ich wiary znajdą prędzej czy później naukowe potwierdzenie?
Pytania
te stawiam jednemu ze znanych mi, inteligentnemu i myślącemu młodemu
człowiekowi.
Jeśli
zaś chodzi o uogólnienie dychotomii treści zawartych w pozornie przeciwstawnych
pojęciach Wiara-Wiedza to narzuca
się spostrzeżenie, że w gruncie rzeczy historia ludzkiego zrozumienia
otaczającego nas świata polega na asymptotycznym zbliżaniu się do poznania
jednej i tej samej przyczyny
wszechrzeczy (jak byśmy jej nie nazwali) z dwóch różnych pozycji i przy
użyciu dwóch różnych metod: z pozycji filozoficznej przy użyciu nauk
humanistycznych i z pozycji naukowej przy zastosowaniu nauk ścisłych. Jest
oczywiste, że owa przyczyna wszechrzeczy
nie jest zależna od metody poznawczej i pozostaje wciąż taka sama.
Warszawa,
luty 2009 r.
Masz uwagi lub komentarz? – Napisz