Strona główna > Felietony, Eseje, Przemyślenia > Lata 2010-2011

 

[17] 2010.08.20   Kontakt z kontaktem

Każdemu zdarzyć się może, że zachoruje. Każdemu natomiast emerytowi w zaawansowanym wieku przydarza się często, że dopada go nasilenie którejś z jego licznych dolegliwości. Musi wtedy zasięgnąć porady lekarza ogólnego lub odpowiedniego specjalisty. Ale to nie takie proste. Specjalistów jest niewielu i nie ma do nich bezpośredniego dostępu. Skierowanie do nich wydaje „lekarz pierwszego kontaktu” który udziela konsultacji medycznych w Przychodni, a gdy problem jest specyficzny, skierowuje pacjenta do specjalisty. Dla ubezpieczonych, czyli tych którzy przez całe swe zawodowe życie płacili składki na ZUS, dzieje się to na koszt Narodowego Funduszu Zdrowia.

I tu zaczynają się kłopoty Niedysponowanego Ubezpieczonego Emeryta (w skrócie NUE).

Okazuje się, że kontakt z lekarzem pierwszego kontaktu wcale nie jest kontaktem łatwym. Aby zarejestrować się i dostać tzw. „numerek” na wizytę do swego lekarza, NUE musi zapisać się osobiście w Przychodni o godzinie 7 rano. Później już nie ma szans. Lekarz jest  jeden, a pacjentów ma wielu. Przyjmuje zwykle cztery - pięć godzin, więc ilość „numerków” podlega reglamentacji według wyliczenia: jedna wizyta = 10 minut. Wprawdzie od godziny 7.30 można zarejestrować się telefonicznie, ale numer Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej jest w tym czasie permanentnie zajęty. Kiedy w końcu w słuchawce odezwie się utęskniony głos Pani Rejestratorki okazuje się, że „numerki” na dzisiaj już wszystkie zostały rozdysponowane. Na jutro nie można zarejestrować się telefonicznie. Pani Rejestratorka radzi życzliwie NUE, aby przyszedł nazajutrz przed 7 rano i stanął w kolejce oczekujących przed drzwiami na otwarcie Przychodni, to na pewno „numerek” zdobędzie. Zapewne ma rację.

Ale NUE ma z reguły także i kłopoty ze snem. Około trzeciej w nocy, po bezskutecznym oczekiwaniu na nadejście Morfeusza, rezygnuje i zażywa proszek nasenny. Skutkiem tego o godzinie 7 rano śpi snem kamiennym i jest jeszcze bardziej niedysponowany.

Doprawdy, trzeba być całkiem zdrowym, żeby uzyskać kontakt z lekarzem pierwszego kontaktu!

Cóż ma więc uczynić?

Po kilku kolejnych nieudanych próbach podejścia do rejestracji w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej, NUE ma do wyboru:

a) uznać, że w jego sytuacji wyzdrowieć już się nie da. Tego rodzaju decyzja wprawdzie pozbawi go dalszych stresów, ale na pewno nie przyczyni mu się do zwiększenia szans przeżycia w jego kraju.

Albo, gdy ma jeszcze wystarczającą ilość sił i środków by walczyć o życie:

b) udać się na prywatną, płatną wizytę lekarską. Tu zostaje on, po opłaceniu odpowiedniej, wcale nie małej jak na jego kieszeń należności, przyjęty natychmiast i wraz z diagnozą dostaje receptę na pełnopłatne leki (zdarza się, że dzieje się to u tego samego lekarza, do którego nie mógł się uprzednio dostać w Przychodni).

Bez względu na dokonany wybór, NUE zawsze dokonuje w ten sposób wysoce patriotycznego i państwowotwórczego czynu.

Wybierając mianowicie opcję a) czyli rezygnując z zapisu na wizytę w Przychodni, odciąży budżet Narodowego Funduszu Zdrowia, a więc dołoży swą małą cegiełkę do wielkiego ogólnonarodowego wysiłku ratowania Skarbu Państwa, który, jak wiemy, ma deficyt wynoszący pewną okrągłą sumę miliardów PLN. Ponadto, bohatersko skracając sobie świadomie życie, umożliwi Ministrowi Skarbu zaoszczędzenie wydatków na należne mu świadczenia medyczne oraz wypłacaną emeryturę.

Jeżeli natomiast wybierze opcję b) (uda się na wizytę prywatną), nie tylko  zwolni Skarb Państwa z poniesienia kosztów, ale także dokona czynu, ekonomicznie wielce korzystnego dla kraju. Płacąc za wizytę, da zarobić nie tylko lekarzowi ale i Państwu, które pobierze podatek od transakcji. Dodatkowo przyczyni się w jakiejś mierze do zmniejszenia fermentu, tak powszechnego w świecie lekarskim z powodu zbyt niskich płac w tym zawodzie.

Stąd też całkowicie oczywiste są dla mnie intencje wysiłków, wyraźnie czynionych przez NFZ i Służbę Zdrowia, aby maksymalnie zniechęcić pacjentów do korzystania z usług medycznych. Mimo, że w Polsce gospodarka jest od pewnego czasu rynkowa, to jednak w tym przypadku działają jeszcze klasyczne prawa realnego socjalizmu: każdy chory, który nie pojawi się w Przychodni, to czysty zysk dla budżetu.

 

Masz uwagi – Napisz

 

Komentarze

Ewa Wiktoria Redel

Myśli Pan, że to celowe działanie? Podejrzewam, ze to głupota i chaos. Nie wiem, co gorsze.

Ewa Wiktoria Redel 22.08.2010, 02:06

Wacław Mauberg

Jestem przekonany, że takie są ciche wytyczne!

Wacław Mauberg 22.08.2010, 14:16

Wacław Mauberg

Jeżeli nie jest to wynik cichego zalecenia, to na pewno jest to odruchowa reakcja obronna struktury Administracji Państwa, postawionej przed zadaniami, którym nie jest w stanie sprostać. Wątpię, aby to mogła być tylko głupota lub chaos.

Wacław Mauberg 23.08.2010, 20:39

Powrót